Marek Kmieć

 

Cierpienie stale nam towarzyszy. Pojawiło się na samym początku – wraz z grzechem. Konsekwencją grzechu jest najpierw cierpienie, a potem śmierć. Przechodząc przez życie ciągle mamy z nim do czynienia. Wydaje się, że jedni mają mniej cierpienia niż inni – jednak nie ma człowieka, któremu byłoby ono całkiem obce. I choć obecność cierpienia jest ściśle powiązana z obecnością grzechu, to jednak nie każde cierpienie jest bezpośrednim wynikiem jakiegoś konkretnego grzechu. Już Pan Jezus pouczył nas o tym, kiedy uzdrowił ślepego od urodzenia, jak i na przykładzie swojego życia. Jednym z imion naszego Pana jest: „mąż boleści, doświadczony w cierpieniu.”


Każdy z nas musi podążać drogą Mistrza – o ile tylko zmierza ku zbawieniu. Tak jak On biegł wytrwale, tak każdy z nas musi biec w ziemskim wyścigu. Życie chrześcijańskie obfituje w próby i wyzwania, w konsekwencji w cierpienie. Kluczowym jest jak się zachowamy w obliczu cierpienia. Wtedy dopiero widać czyimi jesteśmy uczniami, czy widać Mistrza w naszym życiu.


Są tacy, którzy zapewniają o czymś innym. Powiadają, że Bóg nie chce, abyś był biedny, chory, bał się lub doświadczał jakiegokolwiek cierpienia. Najbardziej udane kłamstwa to te, które zawierają nie tylko odrobinę, ale wiele z prawdy. Tak jest i w tym przypadku. Oczywiście, że Bóg nie lubuje się w naszej biedzie, chorobie, czy w innym cierpieniu dla samego cierpienia. Bolesne doświadczenia jednak są częścią Jego planu, który ma doprowadzić do naszego dobra i Bożej chwały, a w konsekwencji do usunięcia cierpienia. Cierpienie jest koniecznym (niezbędnym) środkiem do osiągnięcia Bożych celów w naszym życiu. Jakże często fałszywi nauczyciele zapominają o tym, że Chrystus musiał cierpieć. Zachowują się jak Piotr (kiedy przemawiał przez niego szatan), który chciał oszczędzić cierpień Jezusowi. A w życiu Jezusa od samego początku wiele rzeczy się nie układało – zabrakło miejsca w gospodzie. Jak to możliwe, aby Władca Wszechrzeczy nie zorganizował miejsca na narodziny swojego ukochanego Syna?! Jednak. A to dopiero był początek cierpień.

Nie ma skrótów. W zasadzie większość problemów w naszym życiu wynika z szukania ulgi w niewłaściwy sposób lub w niewłaściwym czasie. Kiedy jest źle, kiedy boli, lubimy szukać skrótów, ulgi za wszelką cenę. Bóg jednak nie pozostawia nam cienia wątpliwości. W swoim czasie On sam przyniesie ulgę, której nic już nie będzie w stanie zmącić. „Nie będą już łaknąć ani pragnąć, i nie padnie na nich słońce ani żaden upał, ponieważ Baranek, który jest pośród tronu, będzie ich pasł i prowadził do źródeł żywych wód; i otrze Bóg wszelką łzę z ich oczu” (Obj. 7:16-17). On sam jest źródłem naszego odpoczynku i pokoju. „I otrze wszelką łzę z oczu ich, i śmierci już nie będzie; ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie; albowiem pierwsze rzeczy przeminęły. I rzekł Ten, który siedział na tronie: Oto wszystko nowym czynię. I mówi: Napisz to, gdyż słowa te są pewne i prawdziwe” (Obj. 21:4-5). W Nim możemy wreszcie odpocząć po trudzie i upale całego życia. „I usłyszałem głos z nieba mówiący: Napisz: Błogosławieni są odtąd umarli, którzy w Panu umierają. Zaprawdę, mówi Duch, odpoczną po pracach swoich; uczynki ich bowiem idą za nimi” (Obj. 14:13).


Teraz jednak jeszcze nie nadszedł zapowiadany sezon wytchnienia. Choć już teraz Bóg daje nam namiastkę wytchnienia, kiedy gromadzi nas w jednym miejscu na nabożeństwo niedzielne. Bóg posila nas i daje nam cotygodniowy odpoczynek, abyśmy nie zasłabli i nie upadli pielgrzymując do Jego Odpoczynku (Heb. 4:9-11). Ale nie dziwmy się kiedy spotykają nas różnego rodzaju cierpienia. Taki jest teraz sezon. Sezon, w którym nasza wiara jest poddawana próbie.


Bóg wyznacza czas na wszystko. Jeśli ktoś czyni dobrą rzecz, ale poza odpowiednim czasem – niczego nie osiągnie. Jeśli rolnik zreflektuje się we wrześniu, że czas sadzić ziemniaki, jego wysiłek na nic się nie zda. Teraz jest czas, że cierpienie jest obecne. Teraz, przez cierpienie Bóg osiąga swoje cele. Teraz, przez wytrwanie w cierpieniu jesteśmy przygotowywani do chwały, która jest tuż, tuż. Dlatego wielką niesprawiedliwością jest szukanie absolutnego odpocznienia teraz, przed czasem, zanim nastanie ustanowiony przez Pana czas Odpocznienia.


Jedni, o których była już mowa, nauczają, że każde cierpienie jest oznaką Bożego niezadowolenia. Ale są też tacy (zwłaszcza w naszym, polskim kontekście), którzy gloryfikują cierpienie dla samego cierpienia. Jakoby samo cierpienie, bez wiary, było w stanie osiągnąć coś dla Bożej chwały (poza sądem). W minionych wiekach (ale i dzisiaj nie jest to rzadki przypadek), można było spotkać pokutników i cierpiętników, rozmiłowanych w cierpieniu, wirtuozów w zadawaniu sobie bólu, by zadośćuczynić za grzechy i w ten sposób zbliżyć się do Boga. Pismo powiada, że takie praktyki są bezużyteczne i nie mają nic wspólnego z prawdziwą pobożnością.


Uczeń wpatrujący się w przykład Mistrza, nie musi wyszukiwać cierpień, ale musi pozostać wierny w tym, co mu powierzono. A to oznacza wytrwanie w obliczu wyzwań, w obliczu cierpienia. Wytrwanie aż do końca, oznacza wytrwanie w cierpieniu. Nic innego.


Cierpienie nie jest przyjemne. Jest bolesne. Nic więc dziwnego, że sprawia, iż tym bardziej wyglądamy ulgi. Możemy szukać „sprawiedliwej ulgi”, ale też „niesprawiedliwej ulgi”. Sprawiedliwa ulga, to taka, która jest w zgodzie z Bożym Prawem, z Bożą wolą. Niesprawiedliwa jest z nią sprzeczna. Sprawiedliwa ulga niestety najczęściej oznacza czekanie. Sprawiedliwa ulga wymaga od nas wiary i odłożenia wytchnienia na przyszłość. Nie tak jest z niesprawiedliwą ulgą. Niesprawiedliwa oferuje wytchnienie natychmiast. Już teraz może przestać boleć. Popatrzymy na przykład Jezusa. Szatan mógł go natychmiast uwolnić od cierpienia, natychmiast zaspokoić jego głód, natychmiast dać mu przyszłą chwałę. Wszystkiego tego Jezus i tak miał dostąpić, ale szatan zaoferował skrót. Skrót omijający krzyż.


Powiedzmy, że ktoś ostro nas potraktował, poniżył nas w obecności innych. Jeśli odpowiemy mu podobnie, dostąpimy „ulgi”, ale dopiero opanowanie (tj. „wzajemne znoszenie się” czyli cierpienie) i spokojna odpowiedź prowadzi do prawdziwego wytchnienia. Inny przykład. Kobieta pracuje w biurze. Jeden ze współpracowników jest dla niej bardzo miły. Nie narzuca się, ale zawsze z uwagą jej wysłuchuje, jest wrażliwy, zawczasu odgaduje co jest jej potrzebne. Zupełnie nie jak jej mąż w domu. Co prawda, nie ma złego męża, tyle, że jest taki zaganiany, w ogóle się nią nie interesuje, zasypia, kiedy chce porozmawiać. I tak kolega z pracy staje się coraz większym ideałem, którego potrzebuje, coraz bardziej pragnie. Zaczyna się męczyć (cierpieć). Ma teraz dwa wyjścia: pójść na całość z kolegą (natychmiastowa ulga w cierpieniu) lub pozostać wierną mężowi (ulga odłożona w czasie). Przykłady można mnożyć. Wszelkie pokusy seksualne. Czekać do ślubu, czy nie? Presja jest ogromna – ulec czy też raczej opierać się pokusie i w rezultacie cierpieć, ufając że ulga nadejdzie według Bożej woli. Nawet kiedy jedziemy na zakupy mamy do czynienia z cierpieniem. Kupić to teraz? Czy może jednak odmówić sobie, pozekać, aby kupić coś o wiele lepszego później. Lenistwo: pracować w znoju teraz (cierpieć)? Czy też doznawać wytchnienia?


Najgorsze jest to, że „niesprawiedliwa ulga” jest ulgą. Niesprawiedliwa, natychmiastowa ulga rzeczywiście przynosi wytchnienie. Na tym polega jej ułuda i zagrożenie. Jezus od razu mógł zostać królem. Bez krzyża. Bez cierpienia. Kobieta w biurze, już zaraz może być „prawdziwie” kochana i doceniana. Cóż więcej może się liczyć?! Młodzieniec już teraz może znaleźć ulgę siedząc przed komputerem – przecież nic takiego się nie stanie? Wpisze tylko kilka znaków i już będzie na tych stronach. Tylko raz. Nikt się nie dowie…


A jednak „niesprawiedliwa ulga” nie jest prawdziwą ulgą. Wytchnienie jakie przynosi jest ulotne, nietrwałe, pozbawione pełni. Wkrótce zaczną się cierpienia o wiele dotkliwsze od tych, przed którymi miała nas uchronić. Niesprawiedliwe szukanie wytchnienia prowadzi nas w miejsca, z których coraz ciężej zawrócić. Na końcu czyha śmierć, która nagle dopadnie tych, którzy zostali zwiedzeni (Przyp. 29:1).


Czymże jest przeciwstawienie się pokusom, o ile nie cierpieniem? Każda pokusa mami ulgą. Każda pokusa oferuje przyjemność (wytchnienie). Jezus miał z tym do czynienia. I nas każdego dnia spotyka dziesiątki takich pokus i testów. Powtórzmy, czyż oparcie cię pokusie to nie cierpienie? Jak najbardziej tak! Nie bez przyczyny chodzenie w Duchu Chrystusowym zostało opisane przez Boga jako umieranie dla siebie (Rzym. 8:13; 1 Kor. 9:27; Kol. 3:5). Jest to prawdziwe umieranie: dla naszej woli, pragnień, pożądliwości, chciwości – dla nas samych. Dlatego bądź gotów i umiej cierpieć. Jak Jezus.


Musimy nauczyć się cierpieć. Musimy nauczyć się siedzieć jak Job – obłożeni cierpieniem. Żona Joba zasugerowała szybkie rozwiązanie – szybką, natychmiastową ulgę: „Złorzecz Bogu i umrzyj!”. Obydwie rzeczy byłyby ulgą. Natychmiastową. „Dziś pytanie, dziś odpowiedź.” Dziś pojawił się problem? Szybko rozwiąż go sam! Nie męcz się! Job jednak wybrał inną drogę. Nie szukał cierpienia. Samo do niego przyszło. Ale skoro już przybyło Job postanowił pozostać przy Panu, wytrwale, pośrodku cierpienia. Wylewał swoją skargę przed Panem, ale trwał. Nie szukał ulgi za wszelką cenę. I my biegnijmy za jego przykładem. Zamiast odpowiadać gniewem, znośmy cierpliwie przeciwności. Nie wszystko układało się po naszej myśli do tej pory – i nie wszystko będzie układało się po naszej myśli w przyszłości. Dlatego musimy umieć cierpieć. Zamiast szukać ulgi w złych miejscach i na złe sposoby. Cierpienia „pasują” do obecnego sezonu. Powiniśmy się ich spodziewać. Ludzie, którzy nie potrafią znieść żadnego cierpienia, którzy chcą chwały i pokoju nieba już teraz – nie pasują do nieba. Ucieczka przed cierpieniem w niewłaściwy sposób nie jest więc opcją (Mat. 10:39).


Bóg nie zostawił nas samych z naszym cierpieniem. Po pierwsze, dał nam pełen mocy przykład swojego Syna, który został doświadczony we wszystkim. Dlatego i my jesteśmy w stanie wziąć nasze cierpienie, które Bóg nam wyznaczył na czas naszego pielgrzymowania i nieść je wytrwale (Mat. 16:24). Po drugie, Bóg pociesza nas, że i inni święci na świecie przechodzą przez podobne cierpienia co my (1 Pt. 5:9). Nie jesteśmy ani dziwni, ani inni, ani osamotnieni w naszych próbach. Jeden ze słynnych filozofów ubiegłego stulecia powiedział, że: „Tak naprawdę jesteśmy sami”. I w tym fałszywym stwierdzeniu jest coś z prawdy. Otóż, nieodłącznym towarzyszem cierpienia jest właśnie samotność. Wszyscy bohaterowie wiary, którzy biegli przed nami jej doświadczali. Włączając Mistrza. Tak więc, nawet w naszej samotności nie jesteśmy samotni. Kiedy cierpimy, wołajmy do Boga Psalmami, którymi wołali do Niego święci utrapieni różnego rodzaju próbami: bólem, samotnością, odrzuceniem, strachem, zagrożeniem.


Czasami cierpienie, które nas spotyka jest niewyobrażalne. Wydaje się ponad nasze siły. Dlatego, po trzecie, bez względu na odczucia pamiętajmy o zapewnieniu Pisma iż: „Bóg jest wierny i nie dopuści, abyście byli kuszeni ponad siły wasze, ale z pokuszeniem da i wyjście, abyście je mogli znieść” (1 Kor. 10:13). Co więcej, próby i cierpienia są krótkotrwałe, już w zasadzie widać ich szybki koniec i nawet nie da się ich porównać z chwałą, która jest ich wynikiem! „A jeśli dziećmi, to i dziedzicami, dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusa, jeśli tylko razem z nim cierpimy, abyśmy także razem z nim uwielbieni byli. Albowiem sądzę, że utrapienia teraźniejszego czasu nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić” (Rzym. 8:17-18 oraz: 1 Pt. 1:6; 5:10). I wreszcie, żadna z tych prób, żadne cierpienie, które nas spotyka nie jest wynikiem kosmicznego przypadku, ale pojawia się w naszym życiu dzięki Opatrzności Boga, który nas kocha, więcej, ofiarował swojego Syna za nas, i który wprowadzi nas do swego Odpocznienia, gdzie da nam wytchnienie. „Ten (Bóg) zaś czyni to dla naszego dobra, abyśmy mogli uczestniczyć w jego świętości. Żadne karanie nie wydaje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwiczeni” (Hebr. 12:10-11). Wiedział o tym również Job, kiedy odpowiadał na rezygnację swojej żony. Nie abdykował, ale nawet w chwili bólu i strasznej próby wciąż ją prowadził i zachęcał: „Dobre przyjmujemy od Boga, czy nie mielibyśmy przyjmować i złego? W tym wszystkim nie zgrzeszył Job swymi usty” (Job 2:10).


Tak więc, niech chociażby zbliżające się święta Wielkiej Nocy skierują nasz wzrok na Umiłowanego Mistrza. Uczmy się od Niego jak wytrwać w cierpieniu. Nie ustawajmy. Chwała, która ma się objawić jest tuż, tuż. A do tego czasu: „zdaj się w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieję” (Ps. 37:7).