Sebastian Smolarz

 

Dlaczego Chrystus umarł na krzyżu? Pytanie brzmi z pozoru banalnie, bo wszyscy mają na nie słuszną odpowiedź. Ale zdaje się, że gdyby udać się za nim dalej, wielu ludziom ciężko byłoby wytłumaczyć w perspektywie historycznej, dlaczego Jezus cierpiał i umarł na sposób przeznaczony dla wrogów publicznych Cesarstwa Rzymskiego – śmiercią polityczną.

 

Wielu chrześcijan żyje dzisiaj w przekonaniu, że Jezus był po prostu nauczycielem wzniosłych prawd o uniwersalnym przesłaniu. Począwszy od Oświecenia zaczęto obdzierać służbę Jezusa z politycznego aspektu. Dziś często uważa się, że religia i polityka nie mają ze sobą nic wspólnego. Jednak trudność odpowiedzi w tym wypadku wzrasta: jak moralizator i nauczyciel czystej „duchowej” religii mógł umrzeć śmiercią wroga stanu zadaną z rąk namiestników Imperium Rzymskiego?

 

Popularną odpowiedzią jest: „Jezus umarł z powodu naszych win”. To dobre wyjaśnienie na podstawowym poziomie interpretacji międzybiblijnej, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę Izajasza 53. Jezus jest ofiarą świątynną – nowym Barankiem Paschalnym. Ale ono również nie tłumaczy, dlaczego Jezus zginął z ręki przedstawicieli Imperium Rzymskiego, a nie na ołtarzu świątyni w Jerozolimie.

 

Gdyby (może nie daj Boże) okazało się, że jesteśmy trochę bardziej liberalnymi czytelnikami Ewangelii, odpowiedź by brzmiała – Jezus był żydowskim wojownikiem o wolność, który cierpiał tak, jak cierpiał każdy insurekcjonista występujący przeciwko Rzymowi. Niektórzy komentatorzy tak to właśnie tłumaczą. Jednak Nowy Testament nie daje żadnych powodów, by myśleć, że Jezus namawiał ludzi do powstania przeciwko Rzymowi. Wręcz przeciwnie – zachęcał, by oddać cesarzowi, co jego i by iść drugą milę z legionistą Cesarza, a w razie potrzeby nadstawić mu drugi policzek. Poza tym trudno zgadnąć, w jaki sposób śmierć buntownika mogłaby się stać śmiercią odkupieńczą? Apostoł Paweł napisał: Syn Boży „mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie” (Gal 2,20).

 

Zatem jaki jest związek między życiem i służbą Jezusa pośród Izraela a jego śmiercią z rąk Rzymian? Jak historycznie wytłumaczyć ten fakt? Trzeba by sięgnąć do kontekstu tego wydarzenia i spróbować je zrozumieć w oparciu o Ewangelie.

 

Przed ujawnieniem się Jezusa Żydzi żyli pod okupacją kolejno Grecji i Rzymu. Będąc „ludźmi wiary”, z gorliwością oczekiwali, że Bóg zacznie na nowo działać w szczególny sposób, dając im króla i wodza, który wyzwoli ich z niedoli. Wierzyli, że usłyszy ich wołania, jak usłyszał wołania ich ojców uciskanych w Egipcie – Wj 2,24: „I usłyszał Bóg ich narzekanie. I wspomniał Bóg na swoje przymierze z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem”. Liczyli na cud: że nadejdzie Mesjasz, który pociągnie ich do zbrojnego zrywu przeciwko okupantowi, podobnego, lecz większego od Machabeuszy. Upraszczając, mniej więcej tak wyglądały eschatologiczne nadzieje wielu przywódców żydowskich za czasów Jezusa.

 

Co na to Jezus? Pierwsze trzy Ewangelie zaczynają opis służby Jezusa nie od niego samego, ale od Jana Chrzciciela. Jan zwiastował sąd nie nad Rzymem, ale nad uciskanym Izraelem: „Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona”. Jan wskazywał, że to z nimi coś było nie tak. Głosił, że pośród sądu nad ludem Bożym, a nie Rzymem, miało się wyłonić Królestwo Boże – nowe panowanie Boga. Czytając dalej Ewangelie, staje się jasne, że nauczanie Jezusa nie różni się zasadniczo od Janowego. Jezus też zwiastuje nadejście sądu, nastanie Dnia Pana i w jego kontekście inaugurację nowych rządów Bożych. Podobnie jak z ust Jana, z ust Jezusa daje się słyszeć echo słów proroka Amosa: „Biada wam, którzy z utęsknieniem oczekujecie dnia Pana! Na cóż wam ten dzień Pana? Wszak jest on ciemnością, a nie światłością”. Niemalże wszystkie przypowieści o Królestwie uczą tego samego – z nastaniem Królestwa Bożego jest inaczej niż tego oczekiwali przywódcy religijni w Jerozolimie. To sieć pełna ryb – dobrych i złych – trzeba oddzielić jedne od drugich. To rola obsiana pszenicą, ale i kąkolem. Królestwo nadchodzi przez sąd – źli szafarze w winnicy nie odziedziczą go. Jezus ostrzega przywódców, że tak jak w przeszłości Asyria i Babilon były narzędziami sądu, tak teraz Rzym, chyba że się nawrócą pod wpływem zwiastowania nowego Proroka. Jezus porównuje się z Jonaszem, z tym że sąd ciąży teraz nie nad Niniwą, lecz Jerozolimą (Mt 12,41; 24,1-2). Pozostaje 40 lat. Jonasz początkowo liczył na sąd Boży nad Niniwą; Jezus od początku pragnie, by nie zginęli. Ostrzega przywódców, by nie brali sprawy we własne ręce i nie walczyli zbrojnie z Rzymem (będącym narzędziem Bożego sądu), lecz zwrócili się ku wierności prorockiemu słowu: „Jeśli rzymski żołnierz przymusza cię, idź z nim i dwie mile”. Podobnie Jeremiasz wzywał przywódców Jerozolimy do uległości względem Babilończyków biorących Judejczyków w niewolę – zob. Jer 27,9-12. Bóg musiał się najpierw rozprawić z tym, co działo się „w domu Bożym”. Potem zamierzał się zająć tym, co na zewnątrz. Wierność wewnątrz zmieniłaby z czasem sytuację na zewnątrz.

 

Przede wszystkim zdaje się, że zaprzepaścili swoje powołanie. Izrael miał być błogosławieństwem dla wszystkich narodów ziemi (por. Rdz 12,3c). Tymczasem u schyłku starego przymierza przepisy oddzielenia od innych definiowały całą ich służbę. Faryzeusze kurczowo trzymali się swoich „kategorii świętości”. To one definiowały całą ich postawę społeczną. Musieli być oddzieleni od wszystkiego, od całej ludzkości – pogan, trądu, pijaków, prostytutek i celników. Jezus zaś przypomniał o miłosierdziu: nakarm wrogów, idź z nimi kolejną milę, przyjmij poświęcenie za innych, ofiaruj miłość, zasiądź do stołu z grzesznikami. Na tym m.in. według Jezusa polega gościnność Królestwa i służenie narodom.

 

Nie dziwi więc, że w przeciągu krótkiego czasu Jezus stał się niewygodny dla elit i przywódców narodu, jak wcześniej znani ze swych ciężkich słów prorocy: Eliasz, Jeremiasz i Jan Chrzciciel. W Mt 16,14 można przeczytać: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? A uczniowie rzekli: Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków”. W zasadzie przywódcy narodu mieli o tych prorokach niezbyt dobre zdanie. Król Achab następująco ocenił Eliasza w 1 Krl 18,17: „Gdy Achab zobaczył Eliasza, rzekł Achab do niego: Czy to ty jesteś, sprawco nieszczęść w Izraelu?”. Prawdziwi prorocy byli niewygodni dla głównego nurtu narodowego – wołali, że naród zboczył z kursu i że Bóg go osądzi. W odpowiedzi byli znienawidzeni, więzieni i zabijani.

 

Jezus jest nowym Prorokiem, ale nie tylko – jest Mesjaszem, prawdziwym Królem, reprezentantem całego narodu, ujmującym się za poddanymi. Oferuje Izraelowi również coś więcej niż tylko słowa sądu. Utożsamia się z ich grzechami. Widać to od początku jego służby, gdy utożsamia się z ich nieczystościami ceremonialnymi. Wchodzi w kontakt z trędowatymi, ze zmarłymi, dotyka ludzi z fizycznymi defektami i upławami. Utożsamia się z grzesznikami: je z Mateuszem i Zacheuszem, pociesza Marię Magdalenę, bierze na siebie ich nieczystości, ich grzechy i niszczy ich moc. Dotyk w Biblii nierzadko oznacza reprezentację. Jezus dotyka wszystkich, używając pewnej hiperboli, aby ich uzdrowić. Wydawać by się mogło, że zanieczyści się przez dotyk, kontakt z nimi, ale nic mu się nie dzieje – raczej wchłania ich grzechy i niszczy ich moc. Jest szczególny. Uzdrawiając ułomnych, przywraca ich do pełnego członkostwa w ludzie przymierza. Chce odnowić naród, stworzyć na nowo Boży lud, wziąć ich pod swe skrzydła jak kokosz. Lecz przywódcy nie takiego Mesjasza oczekiwali. Oni stawiali na zbrojne wyzwolenie, które by zachowało obrany przez nich nacjonalizm, ksenofobię, granice separacji i podziałów. Nie mówili o tym zbyt głośno, ale liczyli, że mieczem przepędzą Rzymian z Palestyny. Dlaczego więc Jezus, a nie oni, umiera na rzymskim krzyżu śmiercią wroga stanu?

 

Myślę, że uzasadnienie wyroku, który Rada Najwyższa wydała na Jezusa, dużo wyjaśnia. W Ewangelii Łukasza 23,2 odnaleźć można uzasadnienie wyroku Sanhedrynu przed Piłatem: „Stwierdziliśmy, że ten podburza nasz lud i wstrzymuje go od płacenia podatków cesarzowi, i powiada, że jest królem – oto ten, który występuje przeciwko pax Romana, porządkowi Rzymu”. Oczywiście 41. werset w tym samym rozdziale wskazuje, że wyrok jest niesprawiedliwy, a oskarżenie fałszywe. Jednak Jezus przyjmuje wyrok, stawiając się w miejsce tych, którzy rzeczywiście buntują się i namawiają do zbrojnego powstania przeciwko Rzymowi. Umiera dokładnie za to, czego winni byli żydowscy przywódcy, kapłani, starsi i faryzeusze. Na krzyżu Jezus utożsamia się z zelotami, jest zaliczony w poczet wywrotowców, poczet buntowników, wrogów stanu, wrogów wyroków boskich. Tak jak utożsamił się z nieczystością, dotykając trędowatego, albo z grzechem, zasiadając u stołu Zacheusza, tak też na krzyżu utożsamił się (jakby przez kolejny dotyk) z buntem przeciwko Bożemu działaniu poprzez Rzym i chorym nacjonalizmem Izraela. Wziął na siebie gniew Rzymu, gniew Boży, aby lud mógł wejść do Królestwa, póki jest jeszcze czas, póki Jerozolima stoi. Nawet tu pasuje schemat Jonasza: pozostaje czterdzieści dni do zburzenia Niniwy, a czterdzieści lat do zburzenia Jerozolimy. Po śmierci Jezusa ostrzeżenie nadal będzie wybrzmiewać – por. Łk 13,1-5. Od dnia Zielonych Świąt Duch działał wśród Izraela i przekonywał o grzechu aż po rok 70. W Dziejach Apostolskich widać, że apostołowie ostrzegali Żydów przed tym samym, co Jan i Jezus. I wielu z nich istotnie się nawróciło i odziedziczyło Królestwo (5,14; 14,1; 21,20 – wiele tysięcy). Stali się też pierwocinami nawróconych buntowników z całego świata. Z kolei zatwardziali buntownicy odziedziczyli gniew Rzymu i gniew Boga w roku 70. Dopiero w dalszej perspektywie historii Bóg rozprawił się z niewiernym Rzymem, podobnie jak wcześniej z Asyrią i Babilonem.

 

Czego uczy krzyż Chrystusa – rzymski krzyż? W związku z powyższym choćby tego, że krzyż jest nie tylko religijny, ale też polityczny i społeczny. Krzyż to nie śmierć za jakiś abstrakcyjny grzech, ale za bunt ludzi wobec wyroków Bożych, za ksenofobię, za chełpliwe zagarnianie przywilejów łaski dla siebie. Przy czym Izrael reprezentuje wszystkie narody w ich buncie – skoro naród wybrany był buntownikiem, tym bardziej wszystkie inne. Taka zasada wyłania się z całości historii biblijnej. Chrystus umarł na krzyżu, by każdy naród mógł przez wiarę i utożsamienie się z Nim uniknąć kary za bunt. W krzyżu jest zbawienie.

 

Przywódcy Izraela czasów Jezusa pozostają dla współczesnych ludzi i narodów lustrem, w którym powinni się przeglądać. Krzyż natomiast pozostaje jedynym długofalowym ratunkiem dla każdego z osobna i dla wszystkich narodów.